sobota, 3 grudnia 2011






rozlał się po żyłach
zapach
bukowego lasu







biała chusta
czysta
 niepewna






głęboki oddech
jasno
blisko





cierpieć?..
przecież Księżyc
rzuca blask






Słońce
taje chłodna myśl
opuszczam doliny




późna jesień
chmury płaczki





pogubiłeś dziś 
słowa
kamieniu





w kolcu ciernia
czy na dnie duszy
rosną poranki?








dotknąć palcem 
bez trwogi
brzeg nadziei






żyje tak bardzo
ostrożnie
ani liści ani kwiatów



poniedziałek, 19 września 2011



kołowrót gwiazd
koło Wrót





jak cień światła
milczę








naiwni?
uwierzyli w człowieka
nie wstydzili się być
niepewni





niecierpliwie wychodzi
wyposażony w zdolność 
do życia
zalążek






okrążają mnie białe kropki
jedzą do sytości
oddaję im swoje ogrody





siadam rozpleciony
Słońce składa na czole dłoń
blisko




wstań
gdy prosi cię o to 
sikorka






ciche powietrza
anioł schodzi
z boskim dekretem





jasna myśl
krew w nowych korytarzach






cichutko depcze Ziemię
milczenie




czwartek, 15 września 2011



koliber czasu
sekunda
macha szybko skrzydłami





mim
przywiera do bladego świtu
znika





jeden wielki cud
absolutnie niezwykły
Życie





Ten 
który przybliża struny 
pozaziemskich kwartetów





jesień
liść zamknął bezsilnie dłoń





w kwiatach pszczoły
to wszystko






fruwają powietrza
powiedz







woda
twarz
łza
lilia wodna
melancholia





jestem jak wstydliwy
seledyn
oddalony od świata
nagi






szelest słów
w Kasjopei

czwartek, 8 września 2011




bez śladu
ze stopą niczyją
wędrowcze ktoś ty?





kłącza nerwów
na końcu gorących
korytarzy






przypominam strukturę papieru
wszystko wnika we mnie
słowa i ptaki 
 i zimne powietrza





chmara dzikich pszczół
deszcz miodu






tkwi we mnie 
ta mała bieda jak drzazga
otwiera oczy




promień
łaskocze w piętę
wstaję







twarde życie
 w granicach buku
twarde
lecz ani chybi do nieba





świeca i dusza
płaczą razem
po nocach





chmury
słowa milczącego
cienia





za chwilę wleją mnie
w formę czasu przeszłego
syna człowieczego










sobota, 3 września 2011







pełnia
sięgam po Księżyc 
jak po jabłko





wonną Ziemią
pachnie wokół
niebo podaje mi dłoń
kocham








jacyś goście
obłoki na stole
pająk nasłuchuje uważnie





zawieszeni kołyszą się samotnie
leciutko
jak na powierzchni wodnej







ptak zaśpiewał
odpadł z gałęzi i umarł
tak własnie umarł








popatrz w moją stronę
odrywam z siebie zielone igiełki





piaszczysta droga
nagie gałęzie
błękitny pocałunek







dokonała się ziemska 
wędrówka
kos w lesie buduje gniazdo






słowo przepraszam
trzymam
w pudełku wysłanym 
aksamitem






po szlaku 
światła i 
cienia
bluszcz mojej duszy














niedziela, 28 sierpnia 2011





kamienny anioł
sfrunął z ołtarza
tak zwyczajnie
jak co dnia






szept twarzy
wykutej w kamieniu
pęka rysa czasu








powrócę jutro w deszczu
przyjacielu
odszukaj mnie w deszczu




prawda
w sam środek twarzy





do lasu poleciała
na skargę
miłość moja
niespełniona






człowieku
nic nie mogłeś
mogłeś wiele







szkarłatny anioł
człowiekiem dźwiga
światło dnia





oczyma duszy przyjacielu
widzę Go






motyl już wie
komar jeszcze nie






śmieją się cichutko
wiatrem łaskotane
białe stateczki







wstaje z wolna
pacierzem syta
stara kobieta




czwartek, 25 sierpnia 2011




w niezliczonych słowach
senni wśród pejzaży
my





On
kocha nas wszystkich





zbawienie tak blisko
zbawienie tak daleko





dłoniksiężyce
w ciałoplanetach
ludzi





siedzimy sobie razem
na gałązce świerku
on śpiewa
ja oniemiały







słowik w lesie
wzdłuż i wszerz







zsunął się żywicą po świerku
wydobył na wolną przestrzeń
skrzypcowy koncert





znoszone sandały
różaniec
święty Franciszek z Asyżu






w powabie kwarków
słów







cisza
brzęczy we mnie pszczołą
znów sobą












































sobota, 20 sierpnia 2011






świst bata
płat powietrza pada 
na drogę






okruchy chleba
ja
po trosze
na kolanach





nóżką konika polnego
pstryk
i świt następny










słabo słyszalni
z głosem
aż tam










żółć błękitowi
w tańcu o zieleni










motyl drży
syn Słońca i cienia
rozplata swą krótką
chwilę











rzeźba człowieka
granit
martwym oczom
szumiący cień













pielgrzymka gestu
do mekki
zrozumienia











wichry widziały wszystko
szczęśliwe













schyłek epoki
bolą żyły istnienia











wtorek, 16 sierpnia 2011




dwa białe płaszcze
długie nogi
 ptaka






gdzieś w słońcu
chichocze pszczołą
plaster powietrza






nerwy rzek szumią
pachną jony
powietrza






wyzwolony umysł
bezdomny







wędrowny teatr
moich oczu i ust
wabi
by kochać






zroszona postem
pokora






śmierć
zdaję dzierżawione ciało
atomy przenikają
inne byty







krewni mojej duszy
nadzieja i rozpacz






wyjdę cicho
jak cień lichtarza
mój cień





czemu nie grasz
na organach?
teraz
dziś
zawsze